Kazimierz Pyzia - Lekarz który leczy i uzdrawia - Uzdrawiacz - Grudzień 2002r.

Chciałbym się tym razem skoncentrować na chorobie, która jest bardzo trudna do wyleczenia, także dla medycyny akademickiej. Jest to przewlekły gościec postępujący, należący do kolagenoz - grupy chorób o nieznanej etiologii. Choroba prowadzi do ogólnego zwyrodnienia zapalnego stawów, ich unieruchomienia, dając przy rym duże dolegliwości bólowe.

W lutym br. zgłosił się do mnie 60 - letni pacjent z postępującym od ponad 30 lat przewlekłym gośćcem. Chory miał już duże zmiany zwyrodnieniowe, zniekształcenia, obrzęki, unieruchomioną większość stawów. Towarzyszył temu wszystkiemu jeszcze piekielny ból. Wcześniej był leczony rozmaitymi środkami farmakologicznymi oraz innymi metodami, niestety, bezskutecznie. Zdecydowałem, że wykonam serię zabiegów bioenergetycznych. Początkowo w odstępach tygodniowych, później co 2 tygodnie. Po pierwszych zabiegach nastąpiła reakcja przesilenia choroby, objawiająca się wzmożeniem istniejących wcześniej bólów. Równocześnie następowała stopniowa poprawa. Chory byt uprzedzony o możliwości wystąpienia takiej reakcji organizmu. Obecnie zabiegi wykonuję raz w miesiącu, oczyszczając organizm z chorej bioplazmy przy jednoczesnym doenergetyzowywaniu.

Z satysfakcją mogę powiedzieć, że większość stawów została uruchomiona i co najważniejsze - ustąpiły nieznośne bóle. Pacjent stopniowo ograniczał ilość pobieranych leków i w chwili obecnej pobiera minimalną ilość, raczej ze strachu i przyzwyczajenia niż z rzeczywistej potrzeby. W trakcie mojej terapii stosowałem też leki homeopatyczne, które stanowiły jej znakomite uzupełnienie. Chciałbym nadmienić, że równolegle prowadzę kurację innych pacjentów cierpiących na przewlekły gościec postępujący. Z przykrością stwierdzam, że choroba ta atakuje też ludzi stosunkowo młodych. U jednej z moich pacjentek (42 lata) udało mi się w dość krótkim czasie uzyskać znaczącą poprawę. Oczywiście u każdego z moich pacjentów było nieco inaczej z terapią i efektami. Każdy bowiem ma inną sensytywność (wrażliwość) na przekazywane przeze mnie bodźce energetyczne. Istotnym czynnikiem wpływającym na rozwój choroby jest też obecność żył wodnych w miejscach zamieszkania i pracy. Niektórzy moi pacjenci mając tego świadomość przyjeżdżają do mnie z planami mieszkań lub domów. Niezmiernie mi to ułatwia leczenie, ponieważ wcześniej oceniam te miejsca pod względem radiestezyjnym. Najlepiej jest oczywiście wtedy, kiedy odwiedzam pacjenta w miejscu jego zamieszkania. Niestety, nie zawsze jest to możliwe.